DLA TYCH, CO Z DZIEĆMI (podróżujący bez dzieci mogą to pominąć)
Podczas wyjazdów z dziećmi stosujemy pewną zasadę. Sprawdza się i sprawia, że każdy urlop staje się tym najlepszym. Zasada jest prosta. Nie robimy planów, nie tworzymy projekcji naszego wymarzonego wyjazdu. Wakacje z dziećmi, niezależnie czy z tymi, których wiek liczymy w miesiącach czy z tymi, których nazywamy kilkulatkami mają jedną wspólną cechę. Są nieprzewidywalne. Jeżeli zaakceptujemy ten fakt, a na wyjeździe będziemy podążać za potrzebami naszych dzieci, nawet jeżeli to oznacza, że nie zobaczymy i nie zwiedzimy wszystkiego, a dzieci nie zawsze zachwycą się tym samych co my i ich humor będzie tak absurdalnie niepasujący do otoczenia, to warto odpuścić. Jeżeli urlop z dziećmi ma być udany, musimy przejść na tryb wakacyjny i skupiając się na tym co mamy, dostrzec urok i cudowność chwil.
PIERWSZE DNI NASZEGO REJSU W GRECJI
Włączając tryb wakacyjny, w którym pokłady cierpliwości i zrozumienia są jeszcze większe niż na co dzień, ruszyliśmy z Aten w stronę wyspy Egina. Nasza starsza córka, choć żegluje od drugiego roku życia, weszła w kolejny etap rozwoju emocjonalnego, w którym świadomość zagrożeń otaczającego nas świata, jest porażająca i obezwładniająca. Spędziła więc cały czas żeglugi spoglądając z przerażeniem na otaczające nas wody Zatoki Sarońskiej, powtarzając z dokładnością szwajcarskiego zegarka: wszyscy zginiemy! Wszyscy zginiemy! Wbrew jej przewidywaniom nie zginęliśmy i co więcej dotarliśmy na Eginę. Tam jednak dostaliśmy pstryczka w nos. Pakując się na czerwcowy rejs w Grecji, spojrzeliśmy na nasze kurtki przeciwdeszczowe i zgodnie stwierdziliśmy: nieeee, nie przydadzą się. Otóż przydałyby się i to bardzo. Podczas prób cumowania w Eginie, wiał silny dopychający wiatr i lało, naprawdę lało. Czekaliśmy więc w deszczu – zmoknięci, z deszczem kapiącym nam z nosów, z poczuciem że zasłużyliśmy sobie, że mamy za swoje – na przerwę między szkwałami, żeby w końcu zaparkować. Wniosek, tak, w Grecji sztormiak się przydaje. Trzeba zabrać. Choćby nie wiem jak obiecująco wyglądałyby prognozy pogody – zabieramy kurtki.
Z Eginy, nadal w przelotnych opadach deszczu, popłynęliśmy na Agistri. Tu, po efektownym i niezamierzonym skoku na główkę, z rufy jachtu, naszej młodszej córki, okazało się, że lekcje pływania dla dzieci mają sens. Na Agistri było pięknie, choć cały czas padało. Mgła nad zboczami gór i tęcza stworzyły przepiękny spektakl, dając nadzieję i zapowiedź lepszego.