Zatoka Neapolitańska - czyli co, gdzie i jak.
Zatoka Neapolitanka to świetny akwen na tygodniowy lub dłuższy rejs. Piękne miejsca, urokliwe włoskie miasteczka, pyszne jedzenie i imponujący, budzący respekt Wezuwiusz w tle, czego chcieć więcej?
W któryś świąteczny wolny wieczór, zapraszamy do obejrzenia wyjątkowego filmu, który Michał Olszewski nakręcił w trakcie żeglowania na kubrykowych jachtach w sezonie 2017.
Dzień dobry! Mam na imię Michał i będzie to krótki tekst o filmie, który miałem sposobność realizować przez ponad sześć miesięcy roku 2017.
Zamiar zrealizowania jakiegoś filmu pojawił się dość dawno, w czasie, kiedy zacząłem fascynować się kinem, także tym autorskim. Odkąd pamiętam, oprócz oceny obejrzanych obrazów w kategoriach „fajny” albo „niefajny”, zawsze istotne były dla mnie także montaż, muzyka, kadr…. Prawdopodobnie tak powstała potrzeba złożenia tych wszystkich elementów w całość, w taką całość, która oprócz warstwy zewnętrznej, wizualnej, będzie zawierać w sobie jakąś treść, jakąś myśl.
Przez ostatnie lata sporo żeglowałem. Jachtowy pokład stał się naturalną scenografią, a ludzie, z którymi dane mi było pływać faktycznymi aktorami. Najpierw powstało kilka pamiątkowych filmików z rejsów, kilkuelementowy zbiór ruchomych albumów, z muzyką w tle, zbiór wspomnień dla uczestników tych wypraw. Tak na przykład powstało „Ich trzech i Bałtyckie Morze” - dokumentujące jeden z kubrykowych rejsów.
Dlaczego pływam? Chciałam odzyskać poczucie przestrzeni w podróżowaniu. Kiedy jesteś na morzu to możesz tę przestrzeń na nowo poczuć i ten świat na powrót rozciągnąć. Więc pływam żeby rozciągnąć czas. Poza tym lubię żeby mnie wiatr poczochrał.
Moim osobistym debiutem są dopiero „Żeglujące głowy”. Ludzie, którzy zajmują się filmem zawodowo i na filmie się znają, twierdzą, że debiut jest często dla twórcy czymś osobistym, czymś co wypływa z niego samego. I ja czuję, że mój film czymś takim jest. Każdy z jego bohaterów próbuje odpowiedzieć na pozornie banalne pytanie: „Dlaczego żeglujesz?”. To pytanie zadałem również sobie i towarzyszyło mi ono przez sześć miesięcy, także wtedy, kiedy film nabierał finalnych kształtów. Ostatecznie udało mi się dojść do rozwiązania, znaleźć odpowiedź. Pojawia się ona w filmie.
Inspiracją do powstania „Żeglujących głów” były “Gadające głowy” - znany dokument Krzysztofa Kieślowskiego. Reżyser w swoim obrazie pyta bohaterów o trzy rzeczy: „Kim jesteś?”, „Czego byś chciał?” i „Co jest dla Ciebie najważniejsze?”. Ja zadaje jedno, inne, adekwatne do sytuacji pytanie.
Osoba Kieślowskiego nie jest tu przypadkowa. Poprzez to jakie filmy robił, co jako reżyser i człowiek mówił, przyczynił się do tego jak na film i kino patrzę, jak patrzę na świat i ludzi. Od Jego filmów zaczęła się moja fascynacja prawdziwym kinem.
Kieślowski mawiał: “Nieważne gdzie się stawia kamerę. Ważne jest, po co ją się stawia”. Mój film został nagrany przy pomocy telefonu komórkowego, obraz czasami drży, jest nieostry, a wypowiedzi zagłusza szum wiatru. Na pewno wszystkie te elementy mogłyby wyglądać i brzmieć lepiej, ale nie to jest według mnie w tym filmie najważniejsze. Najważniejsi są ludzie, co mówią i co czują. Na tym zależało mi od początku. Chciałem żeby film był szczery, i taki według mnie jest. Wypowiedzi są „niereżyserowane” i w większości przypadków pojawiają się w całości.
Tworzenie „Żeglujących głów” było rewelacyjną przygodą i okazją do bliższego poznania ludzi, z którymi dane mi było żeglować, ludzi którzy są bardzo różni i którzy czują i widzą żeglarstwo bardzo indywidualnie, niepowtarzalnie. To też pokazuje ten film.
Myślę, że jakiś film jeszcze „zrobię” - musi mi się „to” tylko w głowie i w duchu urodzić. Tymczasem… Zapraszam na seans! :-)
Michał Olszewski
tekst z 14.12.2017 r.
Michał jest kapitanem Kubryka od czterech lat. Prowadzi rejsy po Morzu Bałtyckim i Morzu Północnym, w trakcie których tworzy niezwykle przyjazną i miłą atmosferę. Ma niezwykły dar do angażowania załóg w nietypowe projekty.
Zatoka Neapolitanka to świetny akwen na tygodniowy lub dłuższy rejs. Piękne miejsca, urokliwe włoskie miasteczka, pyszne jedzenie i imponujący, budzący respekt Wezuwiusz w tle, czego chcieć więcej?
Rano w poniedziałek postawiliśmy żagle i popłynęliśmy na Olandię. Czekało nas ok. 30 godzin rejsu, a więc nocne wachty, dużo falowania, sprawdzian odwagi i odporności na morską chorobę. Pogoda była piękna i nic nie potwierdzało nieprzychylnej prognozy.